wtorek, 26 sierpnia 2014

moja kolekcja naparstków cz. 6 Maroko... / my thimble collection part.6 Maroc...

     Maroko - położone w północno-zachodniej Afryce państwo koczowniczych plemion berberyjskich, którego plaże ukazują niepowtarzalny urok Oceanu Atlantyckiego i Morza Śródziemnego, w którym od 1999 roku rządzi nieprzerwanie krój Muhammed VI. Miejscu, gdzie podwoje dla podróżników otwierają Rabat, Casablanca, Marrakesz czy Agadir... Gdzie pragnienie gasi pioruńsko słodka zielona herbata z miętą lub świeżo wyciśnięty sok z pomarańczy. Gdzie skosztować można kuskus, harirę (zupę z cieciorki, soczewicy, fasoli, kolendry i jagnięciny), czy podawany w glinianych naczyniach tadzin z ryżem, warzywami, z kurczakiem lub rybą.

     Niestety nie miałam okazji posmakować wszystkimi zmysłami niepowtarzalnego klimatu Maroka. Ale mam jego maleńką namiastkę - flakonik oryginalnego złota Maroka - czyli olejku arganowego, a także dwa cudne naparstki, które z wyprawy do tego niesamowitego kraju przywiozła mi koleżanka.

     W Maroku występuje ponad 200 gatunków ptaków. Jednym z nich jest znany również w Polsce - puszczyk. I taki właśnie maleńki puszczyk zaklęty w naparstek z marokańską flagą na przedzie stanął dumnie na półce z naparstkami powiększając moją kolekcję. Jest metalowy, bardzo ciężki i masywny.

e-fectyinspiracja, naparstki kolekcjonerskie, moja kolekcja naparstków, pamiątka z podróży

     Tuż obok niego pojawiło się drugie marokańskie cudeńko. Naparstek przypomina nieco lampion, ozdobiony ornamentami i flagą na górze. I choć podobnie jak ten powyżej również wykonany jest z metalu jest bardzo lekki i delikatny.

e-fectyinspiracja, naparstki kolekcjonerskie, moja kolekcja naparstków, pamiątka z podróży

Prawda, że urocze są te maleństwa?!
 c.d.n.

środa, 20 sierpnia 2014

w cieniu wierzby płaczącej...

   
     Nadal nie szyję nic nowego. Mój kontakt z maszyną ograniczam do przeróbek - skracam, przedłużam, zwężam i wszystko to w ramach zasobów własnych szaf. Okazuje się, że mieszczą wciąż sporo rzeczy, o których istnieniu dawno zapomniałam, a co w ramach wiosennego wietrzenia szaf odkryłam na nowo. Stety - niestety mam nawyk chomikowania. Z wieloma szkoda mi się rozstać, szczególnie gdy przypomnę sobie ile czasu i  energii włożyłam w wyszukanie materiału, znalezienie pasującego fasonu i uszycie. O prasowaniu nawet nie wspomnę! Te nieliczne rzeczy, które z kolei  kupiłam też zdarza mi się odłożyć - w końcu decydując się na nie musiało mi się coś w nich bardzo spodobać.

     Batystowa sukienka na cienkich ramiączkach jest jedną z tych, które od dłuższego czasu zalegały w szafie. Kupiła mi ją kiedyś koleżanka na jakiejś gigantycznej wyprzedaży. Cena była na tyle atrakcyjna, że postanowiłam ją zatrzymać mimo, że była mi za duża.


     Skróciłam naramki i zwęziłam boki. Pozostała nijaka długość. Ani to mini, ani maxi ani nawet midi.  Dół sukienki składa się z trzech marszczonych falban co skutecznie odstrasza mnie od skracania - odpruć, skrócić, przymarszyć na nowo... Z drugiej jednak strony obecna długość nie bardzo mi odpowiada. Co robić? Jak żyć z tą sukienką J?!


     Troszkę szkoda mi się jej pozbyć, bo lubię ten nieco orientalny print i intensywne kolory. Odpowiada mi też lekkość i przewiewność batystu, ale... wolałabym aby była maxi!


     Na razie jest jak jest. Upały się pomaleńku wycofują. A więc mam czas do następnego lata na decyzję. Bawić się w kolejne przeróbki i skracanie czy wydać ją komuś wyższemu i sprawa się sama rozwiąże...



letnia sukienka


sukienka - E-vie po przeróbce, sandałki - Graceland

piątek, 15 sierpnia 2014

bukiet latem malowany...



15 sierpnia...


 Wiecie może co to za roślinka, której fasolki (kwiat/owoc) przyjmują kształ ust i to taich po botoksie J ?








albo to rogate "COŚ"...???


a te maleńkie "jabłuszka" na gałązce...???





Pełnego słońca weekendu!

wtorek, 5 sierpnia 2014

o zachodzie słońca...

     Gdy upał nieco zelżał wybrałyśmy się z chrześniaczką na krótki wieczorny spacer. Nadal było jak w tropiku, na szczęście jednak słońce, które powoli chowało się za horyzontem nie paliło już tak bardzo. Dałam więc radę podreptać nieco, nacieszyć oczy widokami, chłonąć otaczającą przyrodę. Wokół brzęczały leniwie owady. Powietrze drżało i pachniało latem.


     Zwiewna, batystowa maxi sukienka sprawdziła się tu idealnie. Niemal nie czułam, że mam ją na sobie. Czasem tylko falbanka u dołu zahaczająca o pokładające się  kłosy zboża i leżące na ścieżce gałązki przypominała o jej istnieniu.


     Troszkę dużo tu różu... Sukienkę nabyłam w czasach, gdy byłam brunetką i gdy kolory na tkaninie jakoś bardziej do mnie przemawiały/pasowały. Teraz za to pasują do koloru nieba o zachodzie słońca J.




  foto. Kasia I. (moja osobista chrześniaczka :))


Miłego wakacyjnego tygodnia...

maxi sukienka - nn, baleriny - nn