sobota, 31 grudnia 2011

ostatni dzień 2011 roku...


     Dzisiejszy dzień mija bez szaleństwa. Spokojnie, nieco leniwie, na kanapie, z filiżanką kawy, wodą mineralną z pomarańczami. Założyłam sukienkę w grochy z koronkowym kołnierzykiem, przypudrowałam nos, założyłam obcasy. W tle ulubiona muzyka, a pod ręką pełna optymizmu książka. Przygotowałam sakiewki z ciasta francuskiego. Jedne nadziewane szpinakiem i serem fetą, inne kawałkami kurczaka, suszonymi pomidorami i serem mozzarella. 
Muszę stwierdzić, że dobrze mi w tym leniwym stanie...


     Kończę ten rok z ogromną nadzieją na to, że ten Nowy 2012 będzie zdecydowanie lepszy, zdrowszy, spokojniejszy, pełen pozytywnej energii, optymizmu, szczęśliwych niespodzianek, miłości, radości, sukcesów w każdym obszarze życia... czego sobie i Wam życzę!!!

a dziś wieczór bawcie się cudnie... do białego rana!
żegnaj stary roku  - witaj nowy 2012
Happy New Year!!!





sukienka - vintage; pierścionek - Rossman; kolczyki różyczki - stoisko z biżuterią w CH; 

wtorek, 27 grudnia 2011

było minęło...


     Miałam sporo planów – jak zwykle zresztą! Miałam odespać zarwane przez pisanie pracy i naukę nocki, nadrobić zaległości w prasówce, obejrzeć lekkie, świąteczne opowieści (niestety niemal co roku te same...) i cieszyć się „nic-nie-robieniem”. Miałam się zresetować, zdystansować, odpocząć... Nie zdarzyłam... Czas wracać do rzeczywistości...
Wolne dni mijają zdecydowanie za szybko! Protestuję przeciwko takiemu stanowi rzeczy J!

     Dzisiejszy poranek był wręcz upiorny. Jedyny pozytyw – dawno nie widziałam tak pustych i leniwych ulic w powszedni dzień.
Wesołego po świętach!




spódnica - ??? w trakcie przeróbki zgubiłam wszywkę z nazwą producenta, poprzednio pokazywałam ją w letnim  wydaniu (tu); bluzka - no name; sweter - no name; buty - Vero Cuoio
wisior i pierścionek - prezent 


piątek, 23 grudnia 2011

świąteczne drobiazgi...

Kolorowe tkaniny, lśniące kokardy, tasiemki, gwiazdki, motylki, kwiatki...




Dwa wieczory i powstały takie oto drobiazgi - świąteczne upominki dla przyjaciół. Wszystkie już znalazły swoich właścicieli J.




poniedziałek, 12 grudnia 2011

obroniona...

Mogłabym tu przytoczyć słowa Juliusza Cezara... „Veni, Vidi, Vici”.
Walczyłam dzielnie do samego końca. A działo się sporo.
Mury uczelni to przetrwały i ja jakimś cudem też dałam radę!
Na całe szczęście już po wszystkim!!!
Dziękuję wszystkim za słowa otuchy i trzymanie kciuków. Pomogły!!!





     W przeddzień tego "wielkiego" dnia stres podgryzał mnie niebezpiecznie. Żołądek ściśle przywarł do kręgosłupa, a dłonie drżały tak dziwnie, że gdybym zamiast jasnego lakieru do paznokci - wybrała ognistą czerwień, to chyba do samych łokci miałabym krwiste plamy. Dlaczego człowiek aż tak bardzo się stresuje?! Na co to, po co??? Pytam, a znikąd odpowiedzi...


     Teraz oddycham już spokojnie. Poczułam się wolna i szczęśliwa, chociaż okrutnie zmęczona.  A słowa recenzentki – „właśnie opuszcza Pani przyjazne mury naszej uczelni...”  - zabrzmiały jak najmilsza sercu muzyka J.



żakiet - next; spódnica - hand made; lniana koszula - hand made;
krawat - Danilo; buty na małym koturnie - M.Daszyński; pierścionek i kolczyki - Rossman


a potem była pizza gigant i wielkie obżarstwo...

czwartek, 8 grudnia 2011

z mojej perspektywy...

Troszkę się zawiesiłam... Wybaczcie... Już niebawem powrócę...


Głowa boli od nadmiaru wiedzy i nie bardzo chce jeszcze cokolwiek przyswajać... 
Kręgosłup cierpi okrutnie z mało ergonomicznej i niewłaściwej pozycji ciała...
Żołądek zaczyna wyczyniać dziwne harce...
Zmęczenie osiąga zenit...
Czas zakończyć ten etap życia...
Jeszcze tylko lub aż cztery dni...
Trzymajcie kciuki!!!
Please J