Moje kieszenie i biurko wypełniają kasztany. Od kiedy
pierwszy raz zobaczyłam te cudownie owalne owoce zbieram je namiętnie. W tym
roku poza wypełnieniem kieszeni zrobiłam też z nich nalewkę – ponoć idealna na
stawy, a te mi ostatnio dokuczają. Jesień ma w sobie czar, ale też i nastraja
nostalgicznie. Przypomina o przemijaniu, o nieuchronności pewnych zdarzeń.
Gdy tylko nastają chłody z szafy wyciągam ciepłe rękawiczki,
szale i czapy. Dawno, dawno temu, jeszcze za czasów szkolnych nie znosiłam
nosić czapek, no co najwyżej kaptur od kurtki. W szafie były zazwyczaj czapki
włóczkowe robione przez mamę, ciocię czy babcię na drutach lub szydełku. Mało
estetyczne jak mi się wydawało, takie niemodne, "babcine". Odciskały mi się na czole,
"gryzły" mnie w głowę i w ogóle były do niczego. Wstydziłam się, bo
wyglądałam w nich koszmarnie. Zdarzało się, że dla świętego spokoju wychodziłam
z domu w czapce, by zaraz za progiem schować ją do kieszeni lub wcisnąć głęboko
do tornistra.
Dziś nie wyobrażam
sobie, żebym nie założyła czapy w chłodny dzień. Ba – ja je nawet polubiłam.
Zresztą ktoś kto doświadczył bólu zatok zapewne podziela moje zdanie. Mam więc wielkie
włóczkowe czapy z pomponem, wełnianą czapkę z daszkiem, a nawet czarny kapelusz…
Uszyłam już w życiu sporo różnych, czasem dziwnych rzeczy,
ale czapki jakoś nie. Pomijam oczywiście wszelkiej maści nakrycia głowy na bale
przebierańców.
Dlatego najwyższa pora zmierzyć się z czapą i to
zdecydowanie ambitniejszą niż prostą dzianinową owalnie zakończoną tubą.
Może kaszkiet?! Na początek w wersji mini dla małego
eleganta.
Kaszkiet to męska czapka z daszkiem najbardziej popularna
chyba w latach 30, ale używana już w XVIII wieku przez żołnierzy m. in. armii
polskiej (z daszkiem z przodu) czy
pruskiej (w formie kapelusza z rondem podniesionym z przodu i z tyłu).
Można go łączyć z jeansami jak i z eleganckim garniturem, bo w obu wersjach
wygląda świetnie.
Zdecydowałam się na cyklistówkę/kolarkę taki typ kaszkietu z
daszkiem, kojarzony z dwudziestoleciem międzywojennym, charakterystycznym
elementem stroju paryskiego apasza, szyty z klinów z guziczkiem na łączeniu.
Wybrałam materię w małą biało-brązową kratkę i oliwkową
podszewkę. Plastikowy guzik na nóżce obciągnęłam kawałkiem tkaniny. Potrzebny
był jeszcze daszek. W hurtowni z dodatkami zapewne dostałabym gotowy, ale o tym
nie pomyślałam. Wycięłam więc daszek ze sztywnej teczki do dokumentów, brzeg
okleiłam i obszyłam tkaniną. Pomysł z wyborem tkaniny w kratkę na pierwsze
szycie kaszkietu był nieco od czapy, ale w miarę udało mi się spasować linie. I
tak oto jest – pierwsza cyklistówka dla mniej więcej dwulatka.
Kaszkiet / cyklistówka - made by ThimbleLady