W ubiegłym roku wybrałam się na warsztaty filcowania u prawdziwej mistrzyni tej techniki Beaty Bródki. Tematem zajęć były zwierzaki. Mieliśmy wybrać sobie jakieś zwierzątko i zabrać się do zabawy. Sama nie wiedziałam co chcę robić. Jedna z dziewcząt wybrała zajączka, inna miśka, inna wilka, jeszcze inna głowę jednorożca. Ja za to przez dłuższy czas siedziałam na zajęciach zastanawiając się co właściwie chcę robić. Myślałam, myślałam no i sobie wymyśliłam - ufilcuję głowę pewnej afrykańskiej parzstokopytnej! No i porwałam się z przysłowiową motyką na słońce. No bo co jak co, ale żyrafy to ja spotykam na codzień w drodze do pracy i dokładnie wiem jak one wyglądają :). Stosunkowo mała główka na długiej, smukłej szyi, wydłużona szczęka przeżuwająca zielone liście, małe różki, uszy, czarne oczyska... No i tyle.
Wyszukałam więc jakąś uśmiechniętą żyrafkę w internecie, zrobiłam zdjęcie komórką i wpatrując się w ten mały ekranik zabrałam się z zapałem do pracy. Zapał szybko minął, bo żyrafa okazała się nie lada wyzwaniem. Po niemal 5 godzinach uderzania igiełką w kłębek włóczki, a czasem też i palce powstało takie oto "cóś". Jeszcze bez uszu, długich rzęs i łat na futrze...
Chyba najlepiej określa ją angielskie słowo "creature" ;). Koślawa, z wielkimi wyłupiastymi oczyskami, krągłymi nozdrzami, no i jęzorem różowym i długim. Czyż nie jest zabawna?
Pewnego dnia ją dokończę...
głowa żyrafy - hand made by ThimbleLady