poniedziałek, 23 grudnia 2013
środa, 11 grudnia 2013
moja kolekcja naparstków cz.3.../my thimble collection part.3...
Tym razem trzy okazy pochodzą ze słonecznej Italii. Piaszczyste plaże, śródziemnomorski klimat, niezwykłe krajobrazy, Alpy z Mont Blanc, urokliwe miasteczka, najcenniejsze dzieła sztuki, wyśmienita kuchnia i pyszne wino to to co przychodzi mi na myśl, gdy spoglądam na te porcelanowe drobiazgi.
Pierwszy naparstek przedstawia gondoliera płynącego kanałem Grande na tle najstarszego, pełnego kramików i gwaru turystów - weneckiego Mostu Rialto.
Drugi - dumnie prezentuje zbudowaną w stylu bizantyjskim Bazyliką Św. Marka i herb Wenecji – skrzydlatego lwa podtrzymującego otwartą księgę z wyrytymi słowami anioła, którego – jak podaje legenda – Św. Marek spotkał podczas pobytu na lagunie.
A ponieważ wszystkie drogi prowadzą do Rzymu to i w mojej kolekcji nie mogło zabraknąć naparstka z tego największego włoskiego miasta, pełnego starożytnych i średniowiecznych zabytków. Na naparstku umieszczono chyba najbardziej rozpoznawalne budowle w mieście:
- drugi co do wielkości kościół na świecie z grobami papieży, miejsce częstych pielgrzymek katolików z całego świata - Bazylikę Św. Piotra,
- jeden z 7 nowych cudów świata - Amifiteatr Flawiuszów czyli Koloseum z systemem podziemnych korytarzy i areną oraz
- znaną z
...i to na razie koniec włoskich opowieści. Może pewnego dnia do tych trzech maleństw dołączą kolejne np. z niezwykłej krainy kamiennych miast, niezapomnianych krajobrazów,
bezmiaru średniowiecznej sztuki, wina i oliwy - słonecznej Toskanii, o której marzę skrycie ...
cdn...
środa, 27 listopada 2013
chustecznik z irysami.../tissue box...
Chustecznik z irysami to efekt kolejnego mojego mierzenia
się z techniką decoupage.
Do jego wykonania potrzebowałam:
- drewniany chustecznik
oczywiście,
- białą farbę akrylową jako podkład,
- białą, żółtą, zieloną i
fioletową farbkę akrylową do cieniowania, domalowywania itp. itd,
- serwetkę z
irysami,
- klej do decoupage i lakier akrylowy do drewna,
- papier ścierny do
wygładzenia powierzchni,
- pędzelki, gąbeczkę.
Do tego jeszcze trochę czasu, cierpliwości
i chęci. No i gotowe. Znawcy tematu
pewnie dopatrzą się niedociągnięć, ale wydaje mi się, że jak na początek jest
całkiem nieźle.
Mogłabym kliknąć „Lubię to”. Farbki, pędzelki, kolorowe
serwetki coraz bardziej wciągają mnie w swój barwny świat. I nic to, że po opiłowaniu
pomalowanej farbą bazową powierzchni wyglądam jakbym turlała się w mące, że
kolorowa ślady po farbkach znajduję się nie tylko na dłoniach, ale i na mojej
twarzy, koszulce czy spodniach, że w mieszkaniu zalegają słoiczki po kawie,
drewniane deseczki, skrzyneczki i podkładki czekając cierpliwie na metamorfozę.
Trudno jest mi pomieścić wszystkie drobiazgi do szycia, teraz doszedł decoupage.
W zanadrzu mam jeszcze włóczki do filcowania (pomaleńku zgłębiam jego tajniki).
W szpitalu z kolei pewna dobra duszyczka uczyła mnie szydełkowania (Pani Krysiu
jeszcze raz bardzo dziękuję!). Od dawna chciałam opanować tą trudną dla mnie,
ale jakże fascynującą sztukę. Daleko mi jeszcze do okrzyku „potrafię
szydełkować”, ale pierwsze kroki zostały
poczynione. Na szpitalnym łóżku powstały małe kwiatki, gwiazdeczki, dzwoneczek
na choinkę, a nawet nieco koślawe aniołki. Dobrze, że chociaż to zajmuje mało
miejsca szczególnie na początku nauki. Oj jakbym chciała
mieć swoją pracownię, choćby taką maleńką. Gdzie wszystko miałoby swoje
miejsce… To takie moje małe - wielkie
marzenie. Mówię o nim głośno, aby wszechświat o nim usłyszał i sprezentował mi ten kawałek miejsca na
ziemi.
(„I kiedy czegoś gorąco pragniesz, to cały wszechświat sprzyja potajemnie twojemu pragnieniu.” - Paulo Coelho „Alchemik”).
(„I kiedy czegoś gorąco pragniesz, to cały wszechświat sprzyja potajemnie twojemu pragnieniu.” - Paulo Coelho „Alchemik”).
hand made by ThimbleLady
niedziela, 10 listopada 2013
dzianinowa sukienka.../knitted dress...
No to już koniec. Moja ulubiona (obok wiosny) pora roku odchodzi smutnie w dal. Słońce już chyba trwale schowało się za chmurami, coraz częściej pada deszcz i weje silny wiatr. Chyba czas rozpocząć przygotowania do zimy…
Marysia, Kasia, Jagoda, Ania (kolejność poznawania) – mam nadzieję, że uda nam się jeszcze nie raz spotkać, ale już w zdecydowanie innych okolicznościach przyrody! Dziewczyny nosy do góry, pierś do przodu ;) - w końcu jesteśmy twardzielkami J

Muszę przyznam, że tegoroczna jesień minęła mi niepostrzeżenie. Ostatnie pełen słońca dni spędziłam w miejscu, w którym trudno o optymizm. Po 18 dniach w szpitalu powoli łapię pion i ogarniam nową rzeczywistość. Przy okazji z całego serducha pozdrawiam wspaniałe dziewczyny, które tam poznałam. Dzięki Wam ten trudny dla mnie czas był, jak na te warunki, bardzo fajny.
Dzianinowa sukienka czekała na premierę na blogu niemal rok. Uszyłam ją
poprzedniej zimy. Kawałek grubego jerseyu wystarczył na krótką, prosta sukienkę
w kształcie litery A. Sukienka ma lekko trapezowy kształt, łódkowy dekolt i krótkie
rękawki. Poza szwem na środku tyłu nie ma żadnych dodatkowych cięć i dopasowujących zaszewek. Szycie było
proste i szybkie. Zarówno ja, jak i moja maszyna radziłyśmy sobie z nią wyjątkowo świetnie. W użytkowaniu sukienka sprawuje się też rewelacyjnie. Wygodna, miękka, nie wymagająca prasowania i
nie mechacąca się nadmiernie dzianina to dobry wybór na taki fason. Ale żeby nie było tak miło – dzianiny starczyło
tylko na sukienkę mini. Jak dla mnie
jest ona zdecydowanie za krótka i… kombinuję jakby ją tu nieco przedłużyć, bo
poza długością wszystko mi w niej odpowiada.
Zdjęcia do tego posta powstały przed miesiącem, gdy jeszcze zieleniła się trawa, a drzewa ubrane były w soczyste liście. Tym razem fotografem była moja chrześniaczka Kasia - za co bardzo dziękuję. Modelka ze mnie żadna, ale proces robienia zdjęć na bloga przebiegał zdecydowanie szybciej, gdy fotografem był człowiek, a nie samowyzwalacz J.
sukienka - made by ThimbleLady, sweter - New Look;
tęczowy pierścionek - stoisko z biżuterią w CH
...........................................
niedziela, 13 października 2013
wielkie bluzka.../ a big blouse...
Jakiś czas temu dostałam od koleżanki kilka ciekawych tkanin, a
wśród nich kawałek żorżety w biało-lawendowo-szare mazaje z wyciętym i
wykończonym lamówką otworem na głowę. Na sukienkę za mało, na powłóczystą
maxi spódnicę też nie starczyło.
Nie wiem czy koleżanka chciała uszyć z tego coś na wzór szat Demisa Roussos czy może coś przerabiała, w każdym razie
wykorzystałam gotowy dekolt i zrobiłam z tego wielką narzutkę. Nie napracował się
przy niej specjalnie. Wielki
prostokąt, gotowy łódkowy dekolt, stebnówka na szerokości bioder formująca coś na wzór rękawów. Zero krojenia i minimum szycia. I tak oto
kolejna nieco dziwna rzecz znalazła miejsce w mojej szafie. Wielka bluzka – nietoperz,
a może bardziej prywatny spadochron J?
Trudno rzec. Fajnie faluje na wietrze. W
promieniach jesiennego słońca przybiera różne odcienie. Za to pioruńsko
niewygodna jest „przy stole”. Tymi pseudo rękawami wycieram wszystkie kurze J! Myślę, że po tym jednym razie jej żywot się skończy.
Jutro znów zaliczam szpital. Trzymajcie kciuki, bo tym razem mocno się
stresuję…
Miłego tygodnia kochani!
wielkie coś - made by ThimbleLady; spodnie 7/8 - made by ThimbleLady
Subskrybuj:
Posty (Atom)