niedziela, 11 października 2015

maxi dress i sweterek...

Biel i czerń to dla mnie duet doskonały, ponadczasowy i bezpieczny. Lubię to połączenie kolorów i całkiem dobrze się w nim czuję. Muszę też przyznać, że bardzo często po niego sięgam. Tym razem wybrałam maxi sukienkę i maleńki sweterk. Sukienki nie szyłam, a zakupiłam na posezonewej wyprzedaży. I choć nie jestem fanką zwierzęcych motywów to kiecka z tkaniny przypominającej zebrowy wzór przypadła mi do gustu. Cieniutkie gumki sprawiają, że góra idealnie przylega do figury, a czarna lamówka użyta do wykończenia dekoltu i ramiączek wprowadza względny ład. Jest lekko i zwiewnie.
Oczywiście nie może być idealnie. Małym mankamentem jest tkanina. Połączenie bawełny z poliestrem sprawia, że sukienka jest wygodna w użytkowaniu - za bardzo się nie gniecie - to plus oczywiście. Jednak nie sprawdza się w upalne dni, bo gorzej przepuszcza powietrze... a szkoda...

maxi dress



W ostatnich  promieniach jesiennego słonka.



Do sukienki dobrałam mały sweterk. Uszyłam go z zalegającego w szafie kawałka czarnej dzianiny swetrowej. Skroiłam z niej dopasowaną górę i długie, rozszerzane dołem rękawy. Taki fason całkiem dobrze zgrywa się z szerokim dołem sukienki.

mały sweterek

czarny sewterek

Do tego odrobina błyskotek - sporej wielkości wisior z lśniącymi w promieniach słońca białymi szkiełkami i chabrowe baleriny z kokardą w drobne metaliczne groszki.


maxi sukienka - nn, sweterek - made by ThimbleLady, balerinki -  Jenny Fairy, wisior - nn (prezent)

sobota, 22 sierpnia 2015

spacer w lesie...

Wielkimi krokami zbliża się koniec wakacji. Te dwa prawdzwie letnie miesiące minęły mi bardzo pracowicie. W "pocie czoła" mierzyłam sie z obowiązkami. Spędziłam je w nagrzanym mieście, w szumie wiatraków, czasem podmuchu z klimatyzacji. Zmęczona, rozdrażniona, marzyłam o chwili oddechu. Tak sie jakoś złożyło, że nie miałam nawet okazji siąść do maszyny. Może to i dobrze, bo taka przerwa każdemu się przyda.

Ale, ale... coś udało mi się osiągnąć! Pokonałam strach przed kleszczami i spędziłam słoneczny dzionek w lesie. Na te kilka godzin zapomniałam o tych małych pajęczakach. Oczywiście po powrocie z niepokojem oglądałam sie z każdej strony. Na szczeście nic nie znalazłam! Spacerując ścieżkami Wielkopolskiego Parku Narodowego czulam się cudnie. Spacerek nie był zbyt długi, ale biorąc pod uwagę moje możliwości i kondycję to całkiem dobrze mi poszło. A więc, tak szłam i szłam, chłonęłam zieleń, podziwiałam piękne stare drzewa, upijałam się świeżym powietrzem...








Na końcu drogi "znalazłam" jezioro. Piękne, zatopione w zieleni, z przyjemną chłodną wodą.



Zamoczyłam stopy w wodzie... po raz pierwszy i pewnie po raz ostatni tego lata...


A wracając spotkałam wygrzewającą się leniwie na słońcu jaszczurkę...


Miły był to dzień. Ciepły, ale nie upalny, a więc taki jak lubię najbardziej. Fajnie, że choć na chwilkę mogłam "zapomnieć"...


A Wam jak mijają te ostatnie wakacyjne dni?

piątek, 14 sierpnia 2015

moja kolekcja naparstków cz. 8 Turcja / my thimble collection part.8 Turkey...

Dziś kolejna odsłona mojej kolekcji naparstków. Tym razem nadszeł czas na preznetację uroczych maleństw, które przyleciały prosto z Republiki Turcji - z pięknego wybrzeża  Morza Śródziemnego. Miejsca wakacyjnych wypraw, plażowania, zwiedzania. Z krainy piaszczystych plaż, skalistych zatok, ognistych barw, głośnego, męskiego nawoływania do odwiedzenia pobliskiej restauracji czy mijanego właśnie sklepu. Smakującej słodką baklawą, miniaturowymi pierożkami z jagnięciną (manti), pikantną zupą z czerownej soczewicy (mercimek korbasi), gorącą i słodką herbatą podawaną w małych szklaneczkach w kształcie tulipana no i szumiacą w głowie rakiją lub anyżówką.
Głośny i tłumny Stambuł, portowy Izmir, skalna Kapadocja, starożytne Troja i Efez, bajkowe Pamukale...

W mojej kolekcji mam dwa naparstki z tego regionu świata. Pierwszy z nich ze znanym z flagi symbolem narodowym - półksiężycem i gwiazdą na czerwonym tle z jednej strony oraz oficjalnym logiem Turcji z charakterystycznym tulipanem z drugiej. Purpura, biel i złote akcenty przywodzą na myśl gorącą atmosferę, niepowtarzalny klimat i przywołują miłe wspomnienia J

e-fectyinspiracja, naparstki kolekcjonerskie, moja kolekcja naparstków, pamiątka z podróży

e-fectyinspiracja, naparstki kolekcjonerskie, moja kolekcja naparstków, pamiątka z podróży

Drugi otrzymałam od podróżującej koleżanki Rene, która odwiedzając Okurcalar nie zapomniała o moim zbieractwie. Ten okaz jest dość ciężki, z grubej warstwy metalu, z roślinnym grawerem i popularnym w Turcji amuletem. Nazar (z arabskiego "spojrzenie") inaczej zwane okiem proroka lub okiem Fatimy ma chronić przed "złym okiem" - niech więc chroni i mnie :).

e-fectyinspiracja, naparstki kolekcjonerskie, moja kolekcja naparstków, pamiątka z podróży

cdn...

poniedziałek, 27 lipca 2015

letni len...


O tym, że lubię len wspominałam tu wielokrotnie. A i tego, że do białych bluzek mam słabość też nie muszę chyba powtarzać. Tym razem połączyłam więc oba te elementy. I tak w efekcie kolejnej przeróbki powstała biała, letnia bluzka/tunika z lnu. Dość prosty fason pozwolił na w miarę szybkie dopasowanie do mojej nieidealnej figury. Zwęziłam w szwach bocznych, podniosłam nieco ramiona by zmniejszyć dekolt, a na tyle na szwie łączącym górę z dołem naszyłam od wewnątrz gumkę, aby nieco podkreślić talię. Wymieniłam też guziczki na ozdobnej listwie z przodu. Zamiest płaskich z masy perłowej naszyłam małe szklane grzybki.


Bluzka choć leciwa nie była wcześniej użytkowana, dlatego na wszelki wypadek przed przeróbką poddałam ją dekatyzacji, aby uniknąć niespodzianek po praniu. To był bardzo dobry pomysł bo okazało się, że całkiem sporo się skurczyła. Oczywiście pozostały zagniecenia, które nawet parze nie chciały się poddać bez walki, ale cóż taki urok naturalnych tkanin. 

bluzka z lnu

I tak oto powstał biały lniany gnieciuszek idealny na upalne dni.

lniana bluzka

lniana bluzka/tunika - przeróbka by ThimbleLady; spodnie - nn, trampki - victory

sobota, 11 lipca 2015

Zamotylona...

Zamyślona, zapatrzona, zmęczona, zamotylona...

W chłodne dni kryję sie pod materią. Ostatnio najchętniej wybieram jeansy, t-shirt, sweter, wygodne buty (czasem trampki - ostatnio trampki nosiłam w szkole średniej ;)) i gotowe. Ale letnie słonko zachęca do sięgniecia po sukienki.
Tradycyjnie więc jak co roku zrobiłam przegląd i konkretną czystkę w szafie. Wydałam to co nadal było dobre, a czego od dawna nie nosiłam. Zostało kilkanaście sztuk. Większość z tych co pozostało w szafie nadaje się do przeróbki. Przeszyć, zwęzić, skrócić, wydłużyć, dopasować... Można rzec robota głupiego - nie lubię za bardzo przeróbek. Czasem łatwiej uszyć coś od nowa niż bawić się w prucie i dopasowywanie. No ale zdarza się, że nie ma innego wyjścia jak siąść do maszyny i zmierzyć sie z tranformacją.

Zamotyloną sukienkę zakupiłam - tak zakupiałma, a nie uszyłam jakiś czas temu pod wpływem impulsu. Potrzebowałam coś na "wczoraj". I jak często w takich sytuacjach bywa - w sklepowej przymierzalni sukienka prezentowała się przyzwoicie, w domowym lustrze jednak już nie wyglądało to tak różowo. Musiałam ją nieco przerobć - tu i ówdzie zwęzić, skrócić, przesunąć - a miało być przez przeróbek! No ale mam za swoje. Ostatecznie motyle nie odleciały, tkanina sprawdziła się w upalne dni, a ja mam w szafie letnią, lekką sukienkę J.



sukienka w motyle



sukienka w motyle

Zamotylona sukienka - nn -  po przeróbce