czwartek, 28 lipca 2011

powiało chłodem...




...powiało chłodem, zachmurzyło się i spadł deszcz...

     Dla mnie dobrze, bo nadal przed słońcem muszę się kryć, ale osoby które cały rok czekały na urlop i wylegiwanie się na pięknych, polskich plażach raczej nie są zadowolone...

     Niemal zapachniało jesienią, dlatego przywdziałam kolory ochronne – nieco jesienne właśnie – brąz w odcieniu gorzkiej czekolady. Sandały i klapki poszły w odstawkę. Lekkie sukienki też wróciły do szafy. Za to ażurowy sweterek z szerokimi rękawami i szyfonowa, falbaniasta spódnica o nierównym dole, przyozdobiona na łączeniach falban drobnymi cekinami sprawdziły się dziś idealnie. Jedyny „barwny” element tego zestawu to wiśniowe baleriny z kokardkami.
     Wisior z masy plastycznej z grawerowanymi roślinnymi wzorami w kształcie serca z maleńką rozgwiazdą to sentymentalna pamiątka z pobytu w Kołobrzegu. Lubię go bo przywodzi na myśl wspomnienia. Bardzo miłe wspomnienia J.





sweter - h&m; spódnica - River Island; bluzka - no name;
pierścionek - vintage, prezent; wisior/serce - pamiątka z nad morza prawie vintage bo z 1987 roku :)


w tak pochmurny dzień, to tylko filiżanka aromatycznej kawy i dobry film...

sobota, 16 lipca 2011

spódnica to czy spodnie?



     Kompromis pomiędzy wygodnymi spodniami a kobiecymi spódnicami - po prostu spódnico-spodnie.

     Pamiętam jak bardzo były popularne pod koniec lat ’80 minionego wieku - ależ to koszmarnie brzmi ;). Chyba wszystkie dziewczyny wtedy miały przynajmniej jedną parę w szafie i dumnie przywdziewały je zarówno do szkoły jak i na imprezy.
     Ja również byłam posiadaczką modnych spódnico-spodni. A jakże! Na połowinki w szkole średniej uszyłam sobie na podstawie wykroju z Burdy najszersze chyba portki na świecie J. W sklepach uświadczyć fajną tkaninę było wtedy niezwykle trudno, a impreza wydawała się ważna, dlatego posłużyłam się cudnymi zasłonkami babci – za jej zgodą rzecz jasna. Miękko układająca się tkanina w szerokie pasy w kolorach jesieni oliwka/ciemny pomarańcz/stare złoto/brąz nadawała się idealnie na długie i niezwykle szerokie spodnie - każda nogawka miała 160 cm! Nosiłam je często i z lubością do momentu wkręcenia się jednej z nogawek w łańcuch roweru tak skutecznie, że powaliły mnie na ziemię. Tak wiem, że tak szerokie spodnie nie nadają się na rower, ale wtedy najprawdopodobniej o tym nie pomyślałam. Za to po tym wydarzeniu grzecznie im podziękowałam i przerobiłam na woreczki, w których przechowywałam guziczki, zatrzaski itp. Bardzo jednak żałuję, że nie zachowało się żadne zdjęcie uwieczniające to moje krawieckie dzieło.

     Od tego czasu minęło ... lat, a ja znów popełniłam spódnico-spodnie znacznie jednak krótsze i węższe. Lekkie, przewiewne, niekrępujące ruchów, nie specjalnie gniotące się - wręcz idealne na sobotnie letnie „nicnierobienie”, piknik na trawie a nawet miejską przejażdżkę rowerem.


spódnico spodnie - hand made; bluzeczka - Bhs; balerinki - Ideal Shoes;
pierścionek - Rossmann




A na deser polecam owoce z jogurtem w miseczce melonowej.
Orzeźwiające, lekkie i baaardzo smaczne!

Do przygotowania deseru potrzebujemy (najlepiej wcześniej schłodzone):
- melon
- kiwi
- banan
- jogurt w zależności od tego jaki kto lubi, może być naturalny, owocowy albo tak jak w tym przypadku naturalny z ziarnami zbóż
- cynamon
- limonka




     Melona przekrawamy na pół, usuwamy pestki, wycinamy miąższ, który następnie kroimy na średniej wielkości kawałki, dodajemy do tego pokrojonego w plastry banana i kiwi, wszystko skrapiamy sokiem z limonki i mieszamy. Gotową mieszankę owocową umieszczamy w pozostałych po wydrążeniu miseczkach melonowych, polewamy jogurtem, posypujemy cynamonem i gotowe!
                                   ..........smacznego..........              

ps. oczywiście owoce mogą być inne - truskawki, maliny, jeżyny, winogrona, pomarańcze...-  w zależności od tego na co kto ma ochotę.

sobota, 9 lipca 2011

coś się kończy, coś się zaczyna...


...wyznaczamy sobie cele, mniejsze – większe, łatwiej lub trudniej osiągalne.
Dążymy do nich lub odpuszczamy w pół drogi.
Specjaliści zarządzania uważają, że każdy cel powinien być „smart”, a więc zrozumiały, mierzalny, osiągalny, określony w czasie (wybaczcie - zboczenie zawodowe ;))
     Ja właśnie dokańczam realizację jednego z nich - wczoraj o godz. 0.24 wysłałam pracę do promotora i od razu poczułam się lepiej. Jakiś wielki ciężar spadł mi z serca. Teraz czuję się jak „koń po westernie”!
Jestem tak bardzo zmęczona, że nie trzymam pionu. Coś mam wrażenie, że jeszcze długo będę odczuwała skutki ostatnich tygodni...

"– A ty jak się masz? – spytał Puchatek?

– Nie bardzo się mam – odpowiedział Kłapouchy. – Już nie pamiętam czasów, żebym jakoś się miał."




     Dziś  biały – bo coś zakończyłam i moje myśli się nieco rozjaśniły, szary – bo jeszcze obrana przede mną J.
Kolejne lniane spodnie długości 7/8 ze sporymi mankietami (tym razem kupione, a nie hand made) i satynowa bluzeczka w szaro-srebrne  roślinne wzory. Kopertowy dekolt bluzki nie jest wykończonych ani lamówką ani chociaż overlockiem, co jest dla mnie troszkę irytujące – bo jakoś nie pałam miłością do strzępiących się brzegów (!). Zresztą nie bardzo rozumiem zamysł autora pomysłu, bo pozostałe brzegi tkaniny się obrzucone, no ale cóż – tak jest i już! Bluzka ma podwyższony stan, który podkreślony jest stalową szarfą wiązaną z przodu na kokardę, a podkrój rękawa i dół wykończone są lekko marszczoną falbanką. Do tego grafitowe pazurki i sandały z przezroczystej gumy/kauczuku z grafitowymi zdobieniami.
                        
                                              Życzę miłego weekendu, a ja idę się regenerować ;)






spodnie - no name; bluzka - Next, sandałki - kupione w ubiegłym roku i nie bardzo pamiętam gdzie;
pierścionki - Rossmann oraz stoisko z biżuterią  w CH