Wasze komentarze pod poprzednim „kolorowym” postem sprawiły, że przyjrzałam się zawartości mojej wiosenne szafy pod względem kolorów właśnie. Okazało się, że jest ich jak na lekarstwo. Od kiedy pamiętam uwielbiałam czerń i biel. Potem do tej grupy dołączył brąz, beż, oliwka i wszelkie odcienie szarości. Ten trend utrzymuje się do dziś.
Ale może najwyższy czas to zmienić i zastąpić te, można by rzec - kolory maskujące, soczystymi, ciepłymi barwami?! Postanowienie wcieliłam w życie...
No i jak mi poszło? J Poszalałam sobie z kolorami, nie ma co!
Tak bardzo chciałam założyć coś kolorowego, że... tradycyjnie wybrałam szaro-burą sukienkę z dwóch, jednakowego gatunku dzianin, z różnymi motywami, w kolorze szarym i zielononiebieskim. Bazę stanowią czarne dzianiny, jedna z drukowanymi kwiatami i listkami, druga z kwadratami i maleńkimi kwiatkami. Sukienka odcinana jest pod biustem. Do listwy guzikowej doszyty jest przymarszczony pasek przechodzący w długie szelki, wiązane z tyłu. Trapezowy dół i rękawki dodają lekkości, a miękka bawełniana dzianina wygody. Ozdobą sukienki są małe, błyszczące guziczki – grzybki.
Jako biżuteria posłużył mi bardzo stary pierścionek z masą perłową – pamiątka sentymentalna.
Podejrzewam, że jeszcze trochę wody upłynie zanim w mojej szafie rozpanoszy się full color. Obym tylko zdążyła uszyć sobie jakieś barwne cudeńka nim trend na kolory minie J!