Groszki
to mój absolutny faworyt. Lubię je od dzieciństwa. Do dziś z sentymentem wspominam pierwszą groszkową
sukienkę uszytą przez moją ukochaną ciocię. Sukienka była kremowa w zielone maleńkie
kropeczki, odcinana w pasie z rozkloszowanym dołem. Jedynie czego w niej nie lubiłam
to materiał – jakieś sztuczne paskudztwo, no ale w czasach absolutnych pustek
na półkach i ten był na wagę złota.
Do mojej kolekcji groszkowych rzeczy czyli - czarnej sukienki w białe groszki (tu), granatowej plisowanej spódniczki (tu),
beżowej koszuli w nieregularne kropeczki
(tu) i spódnico-spodni (tu) dołączyła lekka i zwiewna sukienka. Falbanka na dole, przy rekawkach, listwa z guziczkami i pasek są w nieco większe groszki, reszta w maleńkie, gęste kropeczki.
Głęboki granat i groszki to dla mnie duet doskonały! Elegancki, ale nie napuszony, stonowany, ale nie smutny. Bez namysłu mogę kliknąć przy niej „lubię to” i to nawet bardzo.
Głęboki granat i groszki to dla mnie duet doskonały! Elegancki, ale nie napuszony, stonowany, ale nie smutny. Bez namysłu mogę kliknąć przy niej „lubię to” i to nawet bardzo.
Dokładnie w tych samych kolorach mam krótkie koraliki i bransoletkę zrobioną przez moją chrześniaczkę – imienniczkę i fotografa w jednym!
Zdjęcia pochodzą z ostatniego już chyba ciepłego wieczoru podczas balkonowego relaksu u przyjaciółki. Szkoda, że wieczory już coraz dłuższe i coraz chłodniejsze... Chyba czas na zmianę garderoby.
Z drugiej jednak strony każda pora roku ma w sobie urok. Teraz oczy będę cieszyć ciepłymi kolorami ziemi, czerwienią jarzębiny, ciepłą żółcią spadających liści, a nadszarpnięte nerwy koić stukotem kropli deszczu o szybę. A więc z uśmiechem na ustach - żegnaj lato na rok!
sukienka - nn, sandałki - Jenny Fairy;
korale i bransoletka - hand made by Kasia (moja chrześniaczka)